'' Sun is shining...''

piątek, 20 listopada 2015

Rozdział pierwszy


  Moja podróż samolotem, trwała już całkiem długo, bo aż kilkanaście godzin. Jeżeli można wierzyć temu, co mówią stewardessy, za pół godziny powinnyśmy lądować na SYD*. Miałam już dość siedzenia pomiędzy
ciągle płaczącą dziewczynką i narzekającym na wszystko starszym panem, dlatego ostatnią godzinę lotu spędziłam chodząc po pokładzie. Kiedy przez głośniki ogłoszono, że trzeba zapiąć pasy, zaczęłam dziękować Bogu. 
  Cieszyłam się z tego, że wracam do domu. Nie ważne jak bardzo chciałam z początku chodzić do tej szkoły, później zaczęłam żałować. Oczywiście nabrałam doświadczenia, uczyłam się  u najlepszych tancerzy w Londynie, robiłam coś o czym inni mogą tylko pomarzyć. Jednak to wszystko nie było warte rozłąki z najbliższymi mi osobami. W Sydney zostawiłam rodzinę, przyjaciół i jego - przystojnego blondyna z niebieskimi oczami, które zawładnęły moim sercem. Przyjaźniliśmy się. Przespaliśmy się ze sobą, ale dla niego to nic nie znaczyło. Brzmię jak desperatka.
  Zaraz po wylądowaniu wstałam ze swojego miejsca i założyłam na ramię torbę podręczną, wychodząc z samolotu najszybciej jak się da. Nie mam nic do podróżowania tym środkiem trasportu, aczkolwiek spędzone w nim godziny dawały się we znaki. Nawet nie obchodziło mnie to jak wyglądam, a wiem, że wyglądam okropnie. Ubrana byłam w krótkie spodenki w panterkę, szary sweter z długimi rękawami i zwykłe, czarne Converse, a zamiast soczewek miałam okulary. Zero makijażu, zero fryzury. Jedyne co obchodziło mnie w tym momencie to jak najszybsze dotarcie do domu. Marzyłam o prysznicu i moim łóżku.

  Na lotnisku był ogromny ruch, jak zawsze na początku wakacji. Ludzie przemieszczali się we wszystkie strony, spiesząc się w wyznaczonym sobie kierunku. Wszędzie były kolejki - do odpraw, kafejek, sklepów, a także do tego co aktualnie interesowało mnie najbardziej, czyli do taśmociągu bagażowego, gdzie mogłam odzyskać moją walizkę. Podeszłam pod to miejsce, rozpychając się łokciami tak, aby dostać się na przód grupy. Kiedy mi się to już udało, szybko wypatrzyłam moją dużą, czarną walizkę w białe kropki. Jakimś cudem ściągnęłam ją z taśmy i ruszyłam w kierunku wyjścia z hangaru lotniska.
  Wyszłam przez wielkie, rozsuwane drzwi i rozpoczęłam rozglądanie po parkingu. Ten dupek nie przyjechał. Nie mając jak dotrzeć do domu, postanowiłam że poczekam. Po dziesięciu minutach stanął przede mną czarny Range Rover. Szyba od strony kierowcy, zaczęła się pomału opuszczać a ja mogłam zobaczyć Ashtona, machającego do mnie. Wystawiłam mu środkowy palec.
- Ustaliliśmy, że mój samolot ląduje o 10;46. Miałeś wtedy po mnie przyjechać.
  Sapnęłam, stając przy przednich drzwiach auta. Ash od zawsze był spóźnialski, ale błagam, właśnie wróciłam z Londynu i nie widzieliśmy się sześć miesięcy.
- Nie marudź. Tak wyszło, przepraszam.
  Wytłumaczył. Westchnęłam, dyskretnie spoglądając na moją wielką walizkę. Zrozumiał, że chcę aby wziął ją do bagażnika. Wyszedł z auta, przytulając mnie mocno. Pocałowałam go w policzek i usiadłam na siedzeniu pasażera. Ściągnęłam okulary, po czym przetarłam oczy. Na prawdę potrzebuję snu. Przez dłuższy czas opowiadał mi o swoim pierwszym roku na studiach i o epickiej imprezie na rozpoczęcie wakacji.
- Nie masz pojęcia ile osób pytało się czy przyjdziesz.
  No tak. Nie chwaląc się, ja i moi bracia w liceum byliśmy całkiem popularni, oczywiście na moją niekorzyść. Nie lubiłam robić wokół siebie wielkiego zamieszania, więc na prawdę mi to nie odpowiadało. Dalsza część rozmowy była o tym co mnie ominęło przez ten rok.
  Jakiś czas później pokonaliśmy drogę z lotniska do naszego domu. Londyn to bez wątpienia piękne miasto, jednak wolę Sydney. To miasto wymarzone dla mnie. Może i kiedyś stąd wyjadę, przecież w planach mam studiowanie w Melbourne razem z braćmi, ale to inna bajka. Zrobiłam błąd, wylatując do Europy, jednak to nie odwracalne.
  Kiedy tylko zaczęliśmy mijać bardzo dobrze znane mi domy, uśmiech wpełzł na moje usta. Nasze auto wjechało na podjazd. Ashton nie zdążył się zatrzymać, a ja otworzyłam drzwi, wyskakując ze środka. Jack wyszedł z domu. Pobiegałam w jego stronę, wpadając mu w ramiona. Przytuliłam go, po chwili uwalniając się z uścisku.  Zaczęłam rozglądać się we wszystkie strony, poszukując jeszcze dwóch osób.
- A rodzice gdzie?
  Zapytałam, odwracając się do stojących za mną braci. Spojrzeli na siebie, potem na mnie.
- Nie ma ich. Dzisiaj rano wyjechali na wakacje.
- Oh.
  Byłam zawiedziona. Akurat dzisiaj musieli wyjechać? Nie mogli tego zrobić choćby jutro? Przecież nie widzieliśmy się pół roku, mogli sobie darować.
- Idę na górę.
 Mruknęłam i zabierając jedynie torbę weszłam po schodach. Oczy zaszły mi łzami, a na prawdę nie chciałam, żeby chłopcy widzieli mnie w takim stanie. Darowałam sobie prysznic i rozpakowywanie się. Jedyne co zrobiłam to było ściągnięcie butów i okularów. Po prostu położyłam się na łóżku, po chwili zasypiając.

  Promienie słońca łaskotały mnie w twarz, dlatego zmuszona zostałam wstać. Zerknęłam na od zawsze stojący na półce nocnej zegarek. Spałam jedynie trzy godziny, ale jak widać, to mi wystarczyło. Zauważyłam, że moja duża walizka została przyniesiona do pokoju. Otworzyłam i ją i torbę, wykładając ciuchy na poszczególne stosy, na łóżko. Kiedy wszystko było już posortowane, zostało poukładane w szafie. Zajęło mi to nie więcej niż czterdzieści minut. Reszta moich rzeczy, typu zdjęcia, książki czy inne ozdoby, nadane zostały kurierem. Myślę, że za około tydzień dotrą.
  Nie zastanawiając się wiele, zeszłam na dół. Już z połowy schodów słychać było głośne przekomarzanie się moich braci. Niepostrzeżenie stanęłam w drzwiach do salonu, przyglądając się temu co robią. Grali na konsoli, najprawdopodobniej w najnowszą część FIFA. Ashton przegrał, przez co Jack zaczął robić do niego głupie miny i śpiewać jakąś piosenkę. Ten zaś uderzył go w tył głowy. Kiedy niechcący ruszyłam wazon stojący na komodzie obok mnie, obydwoje odwrócili się do tyłu, patrząc na mnie.
- Co?
  Ash spojrzał na mnie jak na idiotkę. To prawdopodobnie przez to, że stałam tam uśmiechając się ciągle. Mój uśmiech powiększył się jeszcze bardziej.
  - Nic. Po prostu cieszę się, że jestem tu z powrotem.
  Westchnęłam, rzucając się na sofę pomiędzy nich. Przytuliłam ich do siebie, na co się zaśmiali.
- Londyn cię zmienił, jesteś bardziej uczuciowa.
  Zauważył Jack. Wzruszyłam ramionami, bo prawdopodobieństwo było duże. To przez przeprowadzkę zaczęłam bardziej tęsknić i zrozumiałam, że tak na prawdę nie mogę żyć bez tych debili.
- Kocham was taak bardzo.
  Przeciągnęłam samogłoskę.
- Obiecujesz, że już nigdzie bez nas nie pojedziesz?
- Obiecuje.
  Zagryzłam wargę, patrząc na nich na zmianę. Zmarszczyli brwi.
- Jesteście tacy kochani dzisiaj.
  Wytłumaczyłam. Nie to, że wcześniej ciągle się kłóciliśmy, jednak jak każde rodzeństwo mieliśmy lepsze i gorsze momenty. Mimo tego, nie mogę być bardziej szczęśliwa w tym momencie.
  Podczas naszej rozmowy zostałam poinformowana, dzisiaj wieczorem robimy grilla. Mają przyjść jedynie nasi przyjaciele, którym chłopcy wmówili, że mają im coś ważnego do przekazania.

  Po szybkim prysznicu, zrobieniu makijażu i przebraniu się, byłam już całkiem gotowa. Przeczesałam palcami włosy i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Lubię swoje ciało. Nie jest za grube, ale też nie za chude. Nigdy nie podobały mi się wystające kości, ani zbyt chude nogi. Uważam, że to poważny problem.
Słysząc głosy z zewnątrz, podeszłam do okna, wyglądając przez nie. Na nasze podwórko właśnie wkroczyła grupa osób. Osób, za którymi bardzo tęskniłam. Mój wzrok zatrzymał się na Luke'u i stwierdziłam, że wygląda jeszcze lepiej niż rok temu. Czy to w ogóle możliwe?
  Nie ważne. Obiecałam coś sobie i postaram się tego trzymać. Przyrzekłam sobie i akurat w tym momencie drzwi do pokoju się otwarły. Ashton stanął w nich, opierając się o framugę. Uśmiechnęłam się do niego co odwzajemnił.
- Nad czym tak myślisz?
  Zapytał, marszcząc lekko brwi. Nie chcesz wiedzieć, uwierz mi. Spojrzałam na niego z nadzieją, że może zapytał od niechcenia, jednak faktycznie oczekiwał ode mnie odpowiedzi.
- O niczym ważnym.
  Posłałam mu uspokajający uśmiech i wstałam z parapetu. Stanęłam na przeciwko niego, wkładając ręce do tylnych kieszonek moich dżinsowych spodenek.
- Idziemy?
  Skinął głową i poszedł przodem, ze schodów kierując się do wyjścia na tylny ogród. Zatrzymałam się w bezpiecznej odległości, tak aby nikt z siedzących na tarasie mnie nie zauważył i poczekałam.
- Mam dla was niespodziankę.
  Wszyscy popatrzyli na Ashtona pytającym wzrokiem, jak on sam przed chwilą na mnie w pokoju.
- Kupiłeś mi auto?
  Cassie zażartowała, na co wszyscy się zaśmiali. Ash pokręcił głową, mówiąc, że to będzie coś zdecydowanie lepszego niż samochód. Odwrócił głowę do tyłu, kiwając na znak, że mogę podejść. Ruszyłam wolnym krokiem w stronę przeszklonych drzwi, w których stał mój brat, próbując sobie wyobrazić reakcję każdego z osobna.
  Kiedy pojawiłam się obok niego, wszyscy szeroko otworzyli oczy. Cassie zaczęła piszczeć i przewracając krzesło, wstała od stołu. Obiegła go dookoła, rzucając mi się w ramiona. Przytuliłam ją najmocniej jak mogłam, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. Po chwili usłyszałam inne dźwięki i Calum przytulił się do nas, robiąc grupowy uścisk. Otworzyłam oczy i wylądowały one prosto na Luke'u. Siedział wciąż przy stole, dlatego odwróciłam wzrok. Kiedy wszyscy mnie puścili, ktoś dotknął mojego ramienia. Obróciłam się do tyłu i uśmiechnęłam szeroko, kiedy blondyn przytulił mnie do siebie.
- Chyba nie myślałaś, że się nie przywitam. Nie mógłbym.
  Wyszeptał mi do ucha, tak że tylko ja zdołałam to usłyszeć. Chwilę później, żeby nie wzbudzać podejrzeń, puściłam chłopaka, siadając między Calum'em a Cassie na ogrodowej sofie.
- Opowiadaj jak było.
  Usiadłam, krzyżując pod sobą nogi.
- Było świetnie. Wiecie, profesjonalni nauczyciele, przystosowane sale no i nieziemskie imprezy.
  Zauważyłam, a wszyscy się zaśmiali. Nie od dzisiaj wiadomo, że uwielbiam imprezować.
- A chłopcy? Byli jacyś godni uwagi?
  Zapytała Cassie. Wzięłam do ręki butelkę piwa, którą zaoferował mi Calum i upiłam łyka, kontynuując.
- Byli, jednak dla większości z nich, związek nie był tym czego teraz oczekują. Faceci w mojej szkole strasznie przykładali się do nauki, więc wolałam się  nie wplątywać w ich napięty grafik i brak czasu.


Luke 

  Przysłuchiwałem się rozmowie przyjaciół, co chwilę  mówiąc coś od siebie, żeby wyszło naturalnie. Tak na prawdę nie mogłem się skupić na niczym. Głupio było mi się przyznać, ale cała moja uwaga poświęcona była Holly. Już przed swoim wyjazdem zachwycała mnie swoim wyglądem, ale to jak wyglądała teraz było nie do porównania.
  Prawdopodobnie przez regularne ćwiczenia w szkole tanecznej, jej ciało wyrobiło się jeszcze bardziej. Nie była niska, z tego co pamiętam, miała coś około metr siedemdziesiąt wzrostu , co sprawiało, że jej nogi były długie i seksowne. Nawet przez luźną koszulkę mogłem zobaczyć jej dość duże piersi i nie ukrywam, że widziałem je bez niczego. Ale kiedy podniosła się ze swojego miejsca, pochylając się nad stołem, żeby wziąć coś z jego przeciwnej strony, praktycznie zwariowałem. Wypięła się maksymalnie a jej krótkie spodenki podwinęły się odrobinę do góry. Cicho sapnąłem, a Cassie posłała mi rozbawione spojrzenie, poruszając brwiami w górę i w dół kilka razy.
  Uśmiechnąłem, drwiąc ze swojego zachowania i pokręciłem głową. Wiedziałem, że nie jestem fair w stosunku do mojej dziewczyny (mimo tego, że jesteśmy pokłóceni), ale nie mogłem nic na to poradzić. Holly jest typem dziewczyny, który mnie pociąga. To nie tak, że Brit tego nie robi, bo robi, ale na swój sposób. Za to Holly jest właśnie taka jak lubię.
- Luke chodź, pomożesz mi.
  Cassie uśmiechnęła się w moim kierunku, więc wyszedłem zza stołu i podążyłem za blondynką do kuchni, która dla pozoru wzięła ze sobą szklaną miskę, w której stała reszta sałatki. Oparłem się o zlew, zaplatając ręce na piersi.
- Więc.. Nadal podoba ci się Holly?
 Zapytała, spoglądając na mnie ukradkiem, podczas gdy przekładała sałatkę do właściwego naczynia. Westchnąłem, nie wiedząc jak zebrać słowa, tak aby moja odpowiedź była składna. Zwykle jeśli chodziło o dziewczyny, byłem śmiały, ale nie w takiej sprawie.
- Niby mam dziewczynę, ale z drugiej strony... Nie wiem. Sam już się w tym gubię. Nie powinno być tak, że tylko ona powinna mi się podobać? Ale uśmiech Holly, jej oczy... To właśnie to, co mnie do niej przyciąga. Uwielbiam na nią patrzeć, słuchać jej śmiechu, wiesz o co mi chodzi, prawda?
  Odwróciłem głowę w stronę przyjaciółki, żeby spojrzeć na jej reakcję. Przestała robić to co robiła i stała tam, uśmiechając się szeroko.
- Co?
  Zapytałem, bo wyglądała co najmniej dziwnie kiedy tak robiła. Pokręciła głową, wracając do swojego zajęcia.
- Dalej zamierzasz być z Britney?
  I tym pytaniem zwaliła mnie z nóg. Przełknąłem wielką gulę w moim gardle, tak aby móc odpowiedzieć. Najgorsze było jednak to, że nie wiedziałem co.
- Znowu, nie wiem. Chodzi o to, że podczas gdy Holly tu nie było, wydawało mi się, że chcę być z Brit, ale teraz nie mam pojęcia. Wystarczyło, że ją przytuliłem i zacząłem mieć wątpliwości co do słuszności mojego związku, który trwa cztery miesiące.
   Dziewczyna pokiwała ze zrozumieniem głową, myśląc nad czymś przez chwilę.
- Porozmawiamy o tym później, za jakieś dwa, może trzy tygodnie i zobaczymy co będzie wtedy, dobrze?

- Co z tobą i Britney?
  Calum wyszczerzył się w moim kierunku cztery godziny później, kiedy nadal byliśmy wszyscy razem. Jego oczy się świeciły a język plątał, dlatego też można było stwierdzić, że był już pijany.
- Co z nami? Pokłóciliśmy się i to wszystko.
  Wzruszyłem ramionami, spoglądając kątem oka na Holly. Sam nie wiem czemu to zrobiłem. Może chciałem zobaczyć jej reakcję na wieść, że mam dziewczynę? Ale ona pewnie wie. Nie pisaliśmy wiele przez ten rok, jednak mogła zobaczyć nasze zdjęcia na moim Instagramie, a także mogła się dowiedzieć od Cassie czy kogoś innego. Przecież nie powinno mnie to obchodzić, jestem z Brit.
- Ostatnio dość często się kłócicie. Może ma innego.
  Calum zaśmiał się, przyciskając szyjkę butelki do ust. Nikt nie zareagował, jedynie ich oczy wędrowały między sobą, oczekując najgorszego. Tak, to prawda. Nie kontroluje swojego gniewu i nie lubię jak ktoś mnie celowo wkurwia, a on dobrze wiedział jak to zrobić. Głośno odsunąłem krzesło i zszedłem z tarasu, idąc w kierunku furtki. Wyszedłem na chodnik i usiadłem na krawężniku. Pochyliłem się do przodu i oparłem łokcie na kolanach, w dłonie chowając swoją twarz.
  Słyszałem jak któryś z chłopaków opieprzył Calum'a, za co byłem mu wdzięczny. Jest moim najlepszym przyjacielem od dzieciństwa, ale czasami mnie wkurwia tak, jak tylko się da. Odetchnąłem głęboko, próbując pozbyć się zdenerwowania. Kiedy poczułem małą dłoń na swoim barku, po plecach przeszły mi dreszcze. Nie spodziewałem się tutaj nikogo. Odwróciłem głowę do tyłu i spojrzałem na lekko uśmiechniętą Holly. Po cichu usiadła obok mnie i oparła głowę o moje ramie.
  - Nie przejmuj się nim. Sam dobrze wiesz, że kiedy za dużo wypije to nie mówi nic sensownego.
  Starała się mnie pocieszyć, jednak to na prawdę nie do końca  o to chodziło. Oczywiście nie chciałem żeby mnie zdradzała, ale ta sprawa miała też drugie dno.
- A co jeśli ma mnie już dość?
  Pomimo tego, że sam zacząłem mieć wątpliwości co do naszego związku, bardzo mi zależało na Britney. Skierowałem oczy ku dołowi, tak, że spotkały się z jej brązowymi tęczówkami, które błyszczały, odbijając światło od stojącej nieopodal latarni. Pokręciła głową, prostując się.
- Co?
 Zaśmiała się lekko, sprawiając że zmarszczyłem brwi. Bawiła się palcami, jakby była trochę zdenerwowana.
- Chciałam powiedzieć, że... Nie ważne. To głupie.
  Ponownie pokręciła głową i wstała z krawężnika, gładząc dłońmi koszulkę. Odwróciła się w stronę domu i pchnęła metalową furtkę.
- Nie, Holly poczekaj.
  Szybko się podniosłem, sprawiając że i ona się zatrzymała. Stała nieruchomo z jedną ręką zaplecioną wokół czarnego fragmentu bramki. Nie odwróciła się.
- Dokończ co chciałaś powiedzieć.
- Chciałam powiedzieć, że nie wiem jak to jest mieć dość ciebie.
  Co? Nie miałem pojęcia o co jej może chodzić. Obróciła głowę tak, że widziałem jej prawy profil. Jej oczy skierowanie były ku ziemi a na twarzy widniał smutny uśmiech.
- Wiesz dlaczego? Bo nigdy nie miałam tyle ciebie, żeby tego żałować.


________________

Tak więc, mamy pierwszy rozdział. Bloga nie czyta jeszcze wiele osób, ale bardzo chciałabym podziękować dziewczynie, która jako pierwsza skomentowała prolog! Jestem ci wdzięczna :)

Jeżeli ci się podobało, zostaw komentarz :)

  
by Muffy